piątek, 19 grudnia 2014

China Miéville Toromorze Zysk i S-Ka Poznań 2014


Z twórczością Miéville'a mam zawsze problem. Pisalem już o tym przy Ambasadorii. (Po zobaczeniu tego co dokładnie napisałem, myslę że nie bylo tego widać Ta notka byla jescze gorsza niż przeciętny tekst z tego bloga) Nie chodzi o to, że uważam, że jest zła, ale o to że momentami niezwykle blisko jej do Artura Szyndlera. Miéville często nie wie kiedy się zatrzymać i upycha do swoich książek wszystko, co wymyśli niezależnie od tego, czy ma to sens. Sam pomysł też niebezpiecznie kojarzył mi się z innym dzielem kolejowej fantastyki, czyli nie Grabińskim, tylko Snowpiercerem (nie wiedziałem go do dzisiaj, sam trailer i opis mi wystarczył). Moje oczekiwania były więc mieszane i obawiałem się, że jego najnowsza młodzieżowa powieść będzie  bujdą na resorach. Jak  wyszło?  Było dobrze.

Najważniejszą rzeczą w książce jest tytułowe Toromorze. Jest to bezkresna pustynia pokryta torami i rozjazdami, dzieki ktorej pociągi moga się po niej poruszać jak statki. Nad nią wznosza się wzgórza i płaskowyże wysp i kontynentów. Pod jego powierzchnią zamiast wielorybów poruszają się ogromne kretoszczury. Lączy w sobie dwie rożne rzeczy: Nie ma żadnego sensu, nawet jak na Miéville'a i jest naprawdę fajne. Wiem, że wielu osobom to może sie nie spodobać, ale ja dobrze oceniam ten pomysl. Lepiej też  nie zastanawiać się jak to właście działa, bo nawet udzielone odpowiedzi  nie wystarczą.

W fabule widać inspiarcje Stevensonem czy Moby Dickiem. Jej głownym bohaterem jest Sham, pomocnik lekarza na kertowinku kapitan Nephi polującej na kretoszczura Okpi-Jacka. We wraku jednego z pociągów zanajduje on kartę pamięci aparatu zawierającą tajemnicze zdjęcia. Później porowadza one go do śladów pewnej wyprawy. Na swojej drodze pojawiają się kolejne wątki z morskiej powiesci przygodowej odpowiednio zmienione w realiach świata. Powiesć stara się cały czas dostarczać rzeczy zmieniających oczekiwania czytlenikow, co biorąc pod uwagę ze jest to teoretycznie postapokalipsa dla młodzieży, jest bardzo dobre. 

Postaci wyszły autorowi dobrze. Nawet jeżeli zdarzją się im problemy z charakteryzacją to daleko im do kilku wyskoków postaci z Dworca Perdido, chociaż jeden z pomysło Sham to pozimo przenikliwości Isaaca den Grumbellina  Zarowno Sham, Caldera i Dero, Kapitan Nephi czy Doktor Fremlo to dobrze napisane postaci.

Moim zdaniem warto ją przeczytać, chociaż spodziewam się że mogą być ludzi dla ktorych pomysl ten przekracza granice zawieszenia niewiary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz