W Drugim tomie serii zaczyna się, gdy na zamek w Caulx po raz kolejny przybywa pasterz z twarzą ukrytą pod baranią skórą. Okazuje się jednak, że tym razem pod przebraniem owiec przyprowadził rozbójników. Okloiczni mieszkncy starają sie ratować swój majątek i Bazylego, dziedzica zamku. W fabule pojawia się także oczywisćie Aymar de Bois-Maury spotykający po latach Heloizę de Montgri, zemsta oraz starzec próbujący uratowac swoją kurę Aldegondę przed zjedzeniem gdy nadejdą żonkile.
Rysunki Hermanna cały czas ustrzymują dobry poziom. O ile w poprzednim tomie najlepiej wyglądały one przy oddawaniu detali architektury, to zasługą tego sąsceny nocne. Praca kolorysty wygląda tu także lepiej niż w poprzednim tomie. Fraymond dodając więcej błękitu do barw lepiej oddaje detale rysunkow niż w poprzednim tomie. Każdy rysunek pełny jest starannego detalu.
O ile nie można mieć zastrzeżeń do rysunku, można je mieć do postaci. Scenariusz jest lepszy niz w pierwszej czesci serii, jednak wciąz postaci pełnią pretekstową role w ukazywaniu autorskiej wizji średniowiecza. Pomimo tego Wieże... są cyklem, który trzeba poznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz